Ile państwa powinno być w nowej energetyce? (WIDEO)
Ile powinno być ingerencji państwa w zieloną energię? Z jednej strony zielona energia to rzecz nieuchronna, jakiś etap w ewolucji w energetyce. Z drugiej to gra o gigantyczne pieniądze. O tym dyskutowano w najnowszym „Wywiadzie Gospodarczym” na antenie telewizji wPolsce.pl. Gościem Maksymiliana Wysockiego była Ilona Wołyniec, dyrektor Pionu Relacji z Klientami Strategicznymi i Finansowania Projektów, PKO BP
Podczas ostatniego II. Zielonego Forum wGsodpodarce.pl mieliśmy pasjonującą debatę nt. transformacji OZE i roli firm. Oczywiście, rola jest kluczowa, ponieważ to one i prosumenci mogą produkować prąd i w teorii coś, co pierwotnie było strategiczną rolą państwa, często też monopolem, trafi w ręce „ludu”.
Taka przynajmniej jest narracja i życzenia biznesu, który w produkcji energii elektrycznej widzi dla siebie oficjalnie szansę na zapewnienie sobie prądu własnym sumptem, ale tak naprawdę wiele firm ma szanse na miliardowe zyski nowej działalności w energetyce.
Ale po drodze mamy inne pasjonujące tematy, jak ESG, które stało się oczkiem w głowie firm giełdowych, bo… nawet udawane pro ekologiczne działania firmy podnoszą jej wycenę giełdową, byle dobrze wyglądały w raporcie. Tak przynajmniej było przez ostatni rok.
I może od tego zacznijmy: dlaczego w ogóle biznes inwestuje w energię odnawialną?
Po pierwsze - to się opłaca. Zawsze gdy biznes podejmuje jakieś decyzje, to kieruje się rachunkiem ekonomicznym. Po drugie - transformacja energetyczna jest nieuchronna. W związku z tym lepiej być na jej początku. Po trzecie - to co się dzieje aktualnie na rynku energii wymusza szukanie alternatywnych źródeł, które po prostu będą tańsze - tłumaczy Wołyniec.
Biznes dziś bardzo chce uwolnienia umów okresowych cPPA, bo ich brak uznaje za bloker w rozwoju OZE. Czy słusznie? Czym w ogóle są te umowy i jak powinien wyglądać ich kształt?
Te umowy wzbudzają teraz bardzo dużo emocji, co jest związane z ustawą o zamrożeniu cen energii. Umowy są zawierane między profesjonalistami. Czyli po obu stronach mamy firmy, które są doświadczone gospodarczo i znają się na rynku. Te emocje wynikają z tego, że firmy nie chcą, by państwo w to ingerowało. Mówią: jeżeli my umówiliśmy się na cenę „x”, to wiemy co robimy i nie chcemy, by państwo nam mówiło, że to powinno być „x minus czy plus”. Stąd były postulaty do prezydenta, by nie podpisywał tej ustawy. Państwo powinno ingerować w sam rynek energii w takim znaczeniu, że powinno te najsłabsze podmioty chronić. To odbywało się w postaci zatwierdzanych taryf. Dodatkowo rozszerzono grupę o podmioty, które nie prowadzą działalności dla zysku czyli np. szkoły. Do tej pory te taryfy de facto ich nie obejmowały, ale różnica między taryfą dla szpitala, a dla konsumenta była niewielka. Teraz przy tych zawirowaniach okazuje się, że bywa nawet pięciokrotna. W związku z powyższym też je objęto ochroną. Ale ta ustawa wprowadza jakby ingerencję we wszystkie rodzaje energii, także dotknęła też między profesjonalistami. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. (…) Chodzi o takie znalezienie równowagi między szacunkiem dla tego, że obrót jest prowadzony między profesjonalistami, a jednak przy okazji o ochronę tych najsłabszych - twierdzi dyrektor Wołyniec.
Zaznacza jednocześnie, że państwo zawsze powinno mieć jakąś obecność na tym rynku. Bo musi zapewnić zarówno przesył, jak i produkcję. Mieliśmy przykłady w historii, gdzie produkcja energii była całkowicie sprywatyzowana i państwo nie ingerowało - to przykład Kalifornii, gdzie mieliśmy do czynienia z tzw. „black-outami”.
mw, kg