Tyle się działo, by nie wydarzyło się nic
Za nami wyjątkowo intensywny tydzień. Od poniedziałku na rynkach panują kasandryczne nastroje. Choć sentyment pozostaje minorowy, to ostatecznie na wykresach nie ma tragedii. I tylko złoty dał się ponieść pesymizmowi.
Domino się zatrzymało
Kiedy w poniedziałek Japonia rozpoczęła wyprzedaż i panika rozlewała się metodycznie na kolejne rynki, wydawało się, że stoimy na skraju przepaści. Nie brakowało głosów, że zaczyna się powtórka scenariusza z 2008 roku. Bo przecież nie tylko zwijanie japońskiego carry trade’u było problemem. Tych negatywnych czynników pojawiło się znacznie więcej. W zeszłym tygodniu dostaliśmy serię słabszych danych z amerykańskiej gospodarki, więc nastroje były mocno recesyjne. Do tego w geopolityce też mocno zawrzało, po tym, jak w weekend Izrael przeprowadził operacje wojskowe na terytoriach państw obcych, w tym w stolicy Iranu. Czym dalej w tydzień, tym jednak te ryzyka w coraz mniejszym stopniu wpływały na rynek. A przecież po drodze mieliśmy jeszcze wątek ukraiński i przeniesienie rosyjskiej „operacji specjalnej” na terytorium agresora. Co prawda John Kirby – sekretarz obrony USA – uznał, że ta akcja nie nosi znamion eskalacji konfliktu, jednak nie ma co się oszukiwać, że w Moskwie mogą mieć inne zdanie na ten temat. Mimo tych wszystkich czynników inwestorzy zrezygnowali z zabawy panic button’em. Ostatecznie rynki podniosły się i przynajmniej na razie nie widać objawów bessy.
(S)pokój nie jest dany raz na zawsze
Nadchodzący tydzień może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości rynków. Jeśli uda się powstrzymać paniczne reakcje, nie jest wykluczone, że znowu pojawi się pokusa wejścia na nowe szczyty na parkietach giełdowych (oczywiście nie na GPW). Z całą pewnością do centrum zainteresowania powróci wrześniowa decyzja FED w sprawie stóp procentowych. Cięcia są już przesądzone i pytanie brzmi nie czy, tylko o ile zostanie zmniejszony koszt pieniądza. Co ciekawe, w szczycie paniki z początku tygodnia, rynek był praktycznie przekonany co do podwójnego cięcia FOMC. Dzisiaj tej pewności już nie ma i prawdopodobieństwo, według rynkowych wycen, wynosi klasyczne fifty-fifty. To wbrew pozorom długoterminowo może pomóc rynkom. Nie da się ukryć, że Powell i spółka nie są w ostatnich kilkunastu miesiącach zwolennikami zbyt gołębiej polityki pieniężnej. Zresztą rozpoczynanie cyklu obniżek od podwójnego cięcia wskazuje na głębokie problemy z gospodarką i nawet jeśli inwestorzy dostaliby to, czego chcą, to przy chłodnej kalkulacji takie posunięcie jeszcze bardziej popsułoby nastrój na rynkach. Dlatego dobrze, że powietrze z tego balonika oczekiwań jest spokojnie wypuszczane.
Optymistyczny piątek
Dzisiaj szeroki rynek świeci na zielono. Zarówno DAX, jak i przedsesyjny handel w USA, wskazują na wzrosty. Eurodolar pozostaje stabilny, utrzymując kurs między 1,0910$ a 1,0925$. Ta niewielka wolatywność na głównej parze walutowej globu jest bardzo dobrym prognostykiem przed nadchodzącym tygodniem. Pokazuje, że przynajmniej chwilowo udało się opanować emocje. Specyficznie wygląda sytuacja na złotym, który trochę się zagapił i z początku nie zauważył poprawy sentymentu. W trakcie sesji zaczął jednak odrabiać straty i widać tu mocną pokusę, by zarysować lokalne szczyty i zejść trochę na dół. Euro dotarło do poziomu 4,3312 zł i od tego momentu potaniało już o prawie grosza. Podobnie wygląda sytuacja względem dolara, który doszedł do 3,9665 zł, po czym zawrócił na południe.
Krzysztof Adamczak, analityk walutowy Walutomat.pl