Rynek walutowy: w centrum uwagi FED
Bieżący tydzień na rynku walutowym rozpoczynamy mniej więcej z poziomu zamknięcia ubiegłego, po tym jak piątek przyniósł dalsze osłabienie złotego i to pomimo powrotu eurodolara na wyższe poziomy. Wówczas to kurs EURPLN przełamał czwartkowy szczyt docierając już podczas sesji europejskiej w okolice 4,185 podczas gdy EURUSD odbił się od wsparcia na 1,238 i ruszył w kierunku tygodniowych maksimów w okolicach 1,2495.
Impuls do widocznego w piątek umocnienia euro do dolara dała publikacja danych Eurostatu pokazująca wyższy od oczekiwanego wzrost wyrównanej sezonowo produkcji przemysłowej strefy euro w październiku na poziomie 0,7% r/r. Biorąc pod uwagę, że dotychczas opublikowane dane z Niemiec, Francji i Włoch były słabe, odczyt ten został przez rynki odebrany pozytywnie, pomimo że dane miesięczne minęły się z oczekiwaniami rynkowymi o 0,1 p.p.
Tradycyjnie pod koniec sesji europejskiej na rynek napłynęły dane zza oceanu. Wstępny szacunek grudniowego wskaźnika zaufania konsumentów Uniwersytetu Michigan pokazał wartość 93,8 pkt. wobec 89,5 pkt oczekiwanych, zaś ostateczna publikacja wskaźnika inflacji PPI okazała się o 0,1 p.p. niższa od danych wstępnych wskazując na spadek o -0,2%.
O ile ubiegły tydzień pozbawiony był publikacji istotnych raportów dot. krajowej gospodarki (pomijając piątkowy o podaży pieniądza w ujęciu M3 za listopad - wzrost o 8,4% r/r vs. 8,0% oczekiwanych i 7,7% w październiku), o tyle przed nami okres pełen danych. W najbliższych dniach na rynek dotrą wyliczenia GUS m.in. dot. inflacji CPI (to już dzisiaj) i PPI, produkcji przemysłowo-budowlanej oraz dane z rynku pracy za listopad. Pozyskane informacje nie powinny jednak istotnie zmienić oczekiwań rynkowych w kwestii dalszej polityki monetarnej RPP. W przyszłym roku czeka nas zapewne dalsze luzowanie polityki NBP, szczególnie gdyby Chiny ciągnęły za sobą w dół resztę świata i w strefie euro zamiast poprawiać się, robiło się ekonomicznie coraz słabiej.
Na świecie zaś wśród wielu zaplanowanych publikacji liczyć będzie się przede wszystkim posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Jeszcze miesiąc temu można było sądzić, że Fed zacznie już poważnie rozważać znaczącą zmianę w tonie swoich wypowiedzi, m.in. porzucając zapewnienia, że krótkoterminowe stopy procentowe pozostaną w pobliżu zera przez „dłuższy czas”, a na konferencji prasowej Janet Yellen pojawią się informacje o planowanym rozpoczęciu podnoszenia kosztu pieniądza w 2015 roku. Teraz o ile samo określenie considerable time może jeszcze zostać usunięte, o tyle już przy tak niskich jak obecnie cenach ropy naftowej (ok. 60 USD za baryłkę) i niejasnych perspektywach ich odbicia w pierwszych kwartałach przyszłego roku, Fed może czuć się komfortowo z niskimi stopami procentowymi i nie sygnalizować szybkich ich zmian.
Tym bardziej, że na jednej z konferencji prasowych prezes Fed wyraźnie podkreślała, że czas od usunięcia tej uważnie śledzonej przez rynki frazy komunikatu do momentu pierwszej podwyżki stóp może oznaczać zarówno 6- jak i 12-miesięcy. Z drugiej strony analizując wypowiedzi niektórych członków Fed wyraźnie odczuwa się ich silną jastrzębiość w porównaniu z oczekiwaniami rynkowymi, co świadczy o tym, że wydają się oni coraz bardziej chętni do rozpoczęcia podwyżek stóp procentowych w USA i to około połowy przyszłego roku. Publikowane ostatnio silne dane z rynku pracy i o sprzedaży detalicznej, wskazujące na kontynuowaną poprawę aktywności gospodarczej USA, będą silnym wsparciem dla jastrzębiego skrzydła Fed. Na posiedzeniu FOMC w dniach 16-17 grudnia 2014 zapowiada się zatem ostra debata, której efekt nie jest obecnie do końca przesądzony.