Dolar kontra euro – co przyniosą kolejne miesiące?
Bilans Fed i stopy procentowe
Na eurodolarze mamy ok. 1,12 piątkowy wieczór, koniec tygodnia roboczego. W środę Rezerwa Federalna podwyższyła stopę funduszy federalnych do zakresu 1,00 – 1,25 proc. Było to zgodne z prognozami. Ale nie do końca było pewne to, jaka będzie ogólna wymowa komunikatu.
Otóż okazało się, że Fed zupełnie jawnie zapowiedział redukcję bilansu Fed – nie przez sprzedaż skupionych aktywów (to byłby daleko poważniejszy krok...), ale przynajmniej przez stopniowe ograniczanie procedury reinwestowania odsetek. W dodatku wykres Fed dot-charts pozwala sądzić, że w tym roku będzie jeszcze jedna (co najmniej) podwyżka stóp w USA.
Dolar zatem się umocnił i dziś notował nawet 1,1140. To nie znaczy w żadnym razie, że złamano np. główną, wszczętą u progu roku linię wzrostową, od której wykres oderwał się w kwietniu, by przyspieszyć aprecjację euro. Tym niemniej jest teraz szansa na to, że dolar wzmocni się bardziej znacząco. Jest też pewien problem z pokonaniem okolic 1,13 na eurodolarze – tzn. był taki problem i jak na razie strona popierająca silniejsze euro nie dała rady.
Rzeczywiście, polityka EBC jest na razie łagodna. Albo ostra, jeśli rozumieć przez to ostrość w dodruku euro. Innymi słowy, operacja QE trwa i ma potrwać przynajmniej do końca roku. Stopy nie będą już obniżane, ale to akurat nie jest zaskoczenie. Na parę miesięcy entuzjaści euro tracą argumenty. A co potem? Prędzej czy później pogłoski o tym, że Draghi jednak pójdzie na kompromis z ludźmi takimi jak Weidmann, nawołującymi do bardziej jastrzębiej polityki – powrócą. Ba, może nawet rzeczywista polityka Fed nabierze jastrzębich cech. Euro nie powiedziało ostatniego słowa. Nie znaczy to, byśmy widzieli jakieś gigantyczne pole do aprecjacji, ale dojście do okolic 1,15 – 1,17, by dobić w ten sposób do górnych ograniczeń konsolidacji trwającej od początku roku 2015 – jest możliwe. Nie teraz, nie zaraz, nie na sto procent – ale nie można go wykluczyć w dalszej części roku czy roku przyszłym. Dodajmy jeszcze, że np. dziś przyszły słabe dane z USA: indeks Uniwersytetu Michigan był poniżej prognoz, podobnie pozwolenia na budowę domów i rozpoczęte budowy.
Na złotym
W maju na euro-złotym notowano minima rzędu ok. 4,1515. Ale to już przeszłość. Coraz trudniej jest utrzymać półroczną linię spadkową, a właściwie można sądzić, że już straciła swój blask. Dziś na wykresie dobijaliśmy do 4,2420 – wysoko. Złoty słabnie, tak jak to już dawno temu sugerowaliśmy. Cóż, był chyba nadmiarowo mocny, a do tego mamy opisaną wcześniej sytuację na eurodolarze. Fed zachowuje się relatywnie jastrzębio. Ba, jeśli do tego dojdzie jastrzębiość EBC, to PLN tym bardziej straci.
Na dolarze widzimy 3,76 – to i tak nieźle, bo notowano już 3,85, gdy eurodolar schodził do swoich minimów. Tutaj postawa Fed tym bardziej nie może pomagać.
Z funtem sprawa ma się tak, że tradycyjnie już ruchy dzienne są tu spore. Dziś było i 4,7620 – i 4,8550. W minimach z tego tygodnia notowano 4,7250. Jak wiemy, wybory okazały się jedynie pyrrusowym zwycięstwem pani premier May, stąd też funta generalnie przeceniono. Teraz jednak mamy korektę. Tymczasem już 19 czerwca rozpoczynają się negocjacje w sprawie Brexitu – w atmosferze politycznej niepewności na Wyspach. Negocjacji nie odroczono, to dla rynków pozytywna informacja, ale nie jest nią to, że May może mieć problemy z przeforsowaniem wszystkich swoich koncepcji. Problemy takie może mieć też i opozycja, w tym np. niepodległościowcy szkoccy. Przegraną jest jednak pani premier – to ona chciała zagrać wysoko. I zagrała, ale ze skutkiem takim sobie.