TYLKO U NAS
Transformacja ze skazą
Po roku 1989 wielu Polaków żyło w poczuciu niesprawiedliwości transformacyjnej. Ci, którzy wcześniej walczyli o wolność, nierzadko boleśnie odczuli reformy gospodarcze pierwszych lat III RP. W nowych warunkach świetnie odnalazły się za to brudne wspólnoty z PRL-owskim rodowodem – pisze dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej w tekście opublikowanym na łamach rocznika „Polski Kompas 2022”
Na czarno-białym zdjęciu z sierpnia 1988 r. fotograf Leonard Szmaglik uwiecznił rządowe hasło umieszczone za bramą Stoczni Północnej w Gdańsku: „Zaspokajanie potrzeb społecznych nadrzędnym celem polityki Partii”.
Trudno o lepszy przykład rozmijania się propagandy z rzeczywistością. Akurat w tamtym czasie przez Polskę przetaczała się potężna fala strajków. Protestujący domagali się powtórnej legalizacji „Solidarności” i poprawy warunków życia, bo brakowało dosłownie wszystkiego. „Więcej chleba i leków, mniej ZOMO i ubeków” – postulowali stoczniowcy.
Jaruzelskiego „ucieczka do przodu”
Strajki z sierpnia 1988 r. nie przyniosły jeszcze przełomu, ale dla komunistycznych władz PRL-u były poważnym sygnałem ostrzegawczym. W obliczu katastrofalnej sytuacji gospodarczej rządzący zdecydowali się – jak mówił później Wojciech Jaruzelski z rozmowie z przywódcą NRD Erichem Honeckerem – na „ucieczkę do przodu”. Chodziło – jak z kolei tłumaczył na grudniowym plenum KC PZPR premier Mieczysław Rakowski – o kontrolowane dopuszczenie opozycji do udziału we władzy, a tym samym podzielenie się z nią odpowiedzialnością za fatalny stan państwa.
Nie uzdrowiła go nawet tzw. ustawa Wilczka, która weszła w życie w Nowy Rok i mocno liberalizowała zasady prowadzenia działalności gospodarczej. W roku 1989 Polska miała gigantyczną, przeszło 250-procentową inflację, deficyt budżetowy wynoszący ponad 8 proc. PKB i dług zagraniczny przekraczający 42 mld dolarów. „Bratni” Związek Sowiecki, sam pogrążony w kryzysie, nie był zainteresowany kosztownym podtrzymywaniem niewydolnej gospodarki PRL-u. Sygnały płynące do Warszawy z Zachodu były zaś jasne: pomoc – tak, ale pod warunkiem demokratyzacji.
Krokiem w tym kierunku miały być wybory kontraktowe rozpisane na czerwiec 1989 r. Wcześniej, przy „okrągłym stole”, PZPR i jej sojusznicy zagwarantowali sobie 65 proc. miejsc w Sejmie. Liczyli też na część pozostałej puli, ale przy urnach wyborczych Polacy gremialnie opowiedzieli się przeciwko komunizmowi.
Obóz władzy był w szoku, ale szybko otrząsnął się po tej klęsce. Jeszcze przed drugą turą wyborów Stanisław Ciosek, bliski współpracownik Jaruzelskiego, przekonywał „towarzyszy” z NRD, że nie było innej drogi. Głosowania – jak mówił – nie można było odkładać, bo jesienią sytuacja byłaby jeszcze bardziej dramatyczna. Polskę – zapowiadał – miały czekać bolesne podwyżki cen. „Mniej boję się opozycji, Kuronia albo Michnika, bardziej boję się niekontrolowanego wybuchu społecznego” – deklarował.
Reformy i afery
Uspokoić nastroje miało powołanie rządu z „solidarnościowym” premierem Tadeuszem Mazowieckim na czele. Nowy prezes Rady Ministrów zapowiadał „powrót do gospodarki rynkowej oraz roli państwa zbliżonej do rozwiniętych gospodarczo krajów”. Taki program wiązał się z ogromnymi zmianami: prywatyzacją niemałej części sektora państwowego, zamykaniem nierentownych przedsiębiorstw, uwolnieniem większości cen.
Hiperinflację udało się zatrzymać, ale reformy firmowane przez ministra finansów Leszka Balcerowicza wielu Polakom do dziś kojarzą się jak najgorzej: z utratą pracy i bezpieczeństwa socjalnego, ze spadkiem stopy życiowej.
Często towarzyszy temu poczucie niesprawiedliwości transformacyjnej. Bo gdy były zamykane lub popadały w kłopoty kolejne huty, stocznie i fabryki, w których niegdyś rodziła się „Solidarność”, znakomicie w nowych warunkach odnajdowało się wielu ludzi starego systemu. Rozrastały się układy, które za socjologiem Adamem Podgóreckim można nazwać brudnymi wspólnotami – to sieci łączące dawnych aparatczyków partyjnych, funkcjonariuszy milicji i bezpieki, oficerów „ludowego” wojska, kadrę dyrektorską przedsiębiorstw, półświatek i różnej maści biznesmenów z PRL-owskim rodowodem.
Wiele takich układów narodziło się jeszcze w czasach komunistycznych – dowodzą autorzy artykułów naukowych opublikowanych w tomie „Brudne wspólnoty. Przestępczość zorganizowana w PRL w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku” (wyd. IPN 2018), który redagowałem wspólnie z Danielem Wincentym. Uderzającym zjawiskiem był choćby „recykling” grup przestępczych – mechanizm współpracy MSW z gangsterami, którzy później, pod parasolem służb, nierzadko zamieniali się w biznesmenów.
Inne brudne wspólnoty mają korzenie w sławetnych centralach handlu zagranicznego, w których swoich ludzi lokowały zarówno służby cywilne, jak i wojskowe. W CHZ „Metronex” zaczynał karierę Grzegorz Żemek, późniejszy współpracownik Zarządu II Sztabu Generalnego WP o pseudonimie Dik i dyrektor generalny Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ).
Sprawa powołanego w 1989 r. FOZZ to – jak mówi się nie bez powodu – matka afer III RP i zarazem modelowy przykład zakulisowych działań tajnych służb w okresie transformacji. Fundusz miał potajemnie skupywać na rynkach wtórnych (co samo w sobie było nielegalne w świetle prawa międzynarodowego) dług zaciągnięty przez PRL na Zachodzie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w rzeczywistości w większym stopniu posłużył do wyprowadzenia wielomilionowych sum spod kontroli państwa. Te pieniądze przepadły bezpowrotnie.
O tym, że w Funduszu źle się dzieje, w pierwszej kolejności powinna była alarmować jego rada nadzorcza. Jej rolę można jednak określić jako fasadową. Dziś wiemy, że rada była naszpikowana ludźmi powiązanymi ze służbami specjalnymi. Kadrowym tzw. pracownikiem zewnętrznym wywiadu cywilnego był jej przewodniczący Janusz Sawicki, wiceminister finansów, w dokumentacji służb występujący jako „Jasa” i „Kmityn”.
Wobec osób odpowiedzialnych za gigantyczne nadużycia wymiar sprawiedliwości długo okazywał się bezradny. Inspektor Najwyższej Izby Kontroli Michał Falzmann, który wykrył nieprawidłowości w FOZZ, został odsunięty od sprawy, a zaledwie dwa dni później zmarł na zawał serca – w wieku 37 lat. W tym samym 1991 r. w wypadku samochodowym zginął prezes NIK Walerian Pańko. Okoliczności obu śmierci do dziś budzą wątpliwości.
Krok po kroku poznajemy jednak coraz więcej szczegółów afery FOZZ i innych głośnych spraw z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w. Pomogła w tym likwidacja tzw. zbioru zastrzeżonego, który do 2017 r. istniał w ramach zasobu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej. Dzisiaj duże nadzieje wiążę z centralnym projektem badawczym IPN „Transformacja ustrojowa PRL”. Bez lepszego zrozumienia początków III RP trudno wytłumaczyć wiele późniejszych wydarzeń i wyzwań, z którymi mierzymy się do dziś.
Dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej
Tekst napisany w sierpniu 2022 r. został opublikowany 11 października w elektronicznym wydaniu „Polskiego Kompasu 2022” dostępnym bezpłatnie do pobrania na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne
»» Pobierz teraz bezpłatnie PDF „Polskiego Kompasu 2022”: