GAZETA BANKOWA: Mina pod strefą euro
Ekstremalnie wysokie zadłużenie i zmienny koszt długu determinują polityczną przyszłość Republiki Włoskiej, a w ślad za tym także strefy euro – stwierdza w „Gazecie Bankowej” Jerzy Bielewicz
Dzień wyborów parlamentarnych w Republice Włoskiej zbiegł się z innym wydarzeniem, nie mniej ważnym dla przyszłości strefy euro i UE. 4 marca członkowie niemieckiej partii SDP (Socjaldemokraci) w korespondencyjnym głosowaniu ostatecznie zdecydowali o utworzeniu rządu koalicyjnego z CDU/CSU (chadecy), otwierając przed Angelą Merkel drogę do czwartej z rzędu kadencji na fotelu kanclerz Niemiec. Zbieżność czasowa tych dwóch wydarzeń urasta do roli symbolu, jeśli uznamy fakt, że Włochy pozostają największym dłużnikiem, a Niemcy największym wierzycielem strefy euro.
Dodatkowo, większość obserwatorów włoskiej sceny politycznej przewiduje trudności piętrzące się na drodze do sformowania silnej większościowej koalicji, która byłaby w stanie przedstawić realny plan reform i wyjścia z kryzysu zadłużenia. Czy aby to negatywne sprzężenie zwrotne dłużnik-wierzyciel między obu republikami nie determinuje potencjalnych turbulecji na włoskiej scenie politycznej…?
Nierównowaga Północ – Południe
Często spotykam się z pytaniem: „Skoro globalny dług sięga historycznych maksimów, to kto komu i ile jest winien?” Moja odpowiedź na tak postawione pytanie nie może być inna jak wymijająca, jednak tym razem wyjątkowo zerknijmy przez szkło powiększające na jeden z regionów świata, jakim jest strefa składająca się z państw Europy posługujących się wspólną walutą. I dodatkowo… dalsze zbliżenie, tym razem na fragment struktury finansowej, jaki stanowi system narodowych banków centralnych i jego zwieńczenie, to jest: Europejski Bank Centralny. Ta analiza pozwoli nam określić wagę i znaczenie wyników wyborów we Włoszech dla przyszłości strefy euro i całej UE.
Bez EBC istnienie strefy euro nie byłoby możliwe, zarówno w sensie historycznym, jak i konsekwencji wydarzeń, które miały miejsce po 2008 r. To szef ECB, Włoch (nomen omen) Mario Draghi wypowiedział legendarne już słowa „Whatever it takes!”, zapewniając, że zrobi wszystko, by ratować wspólną walutę przed skutkami globalnego kryzysu. Jak powiedział, tak uczynił. To Draghi ruchomił potężny program luzowania monetarnego (QE). Po latach możemy oceniać sytuację, w jakiej znajdują się dziś kraje i system banków centralnych zarządzających finansami strefy euro. Posłużą ku temu dane zebrane przez EBC. Trzy grafiki przedstawiają zaangażowanie poszczególnych narodowych banków centralnych w finansowanie wspólnej waluty.
Czy uprawnione jest, by nazywać poszczególne banki centralne wierzycielami bądź dłużnikami strefy euro? Wątpliwości nie pozostawił szef EBC, odnosząc się do zapytania dwóch włoskich prawników wiosną 2017 r. Odpowiedź brzmi: w razie wyjścia któregoś z państw ze strefy euro bank centralny tego kraju musiałby uregulować zobowiązania wynikające ze wzajemnych przepływów finansowych ujętych w pozycjach bilansowych systemu „Target”. I tak niemiecki Bundesbank (DE) posiada należności na kwotę 882 mld euro, a na Banku Włoch ciążą zobowiązania sięgające 433 mld euro z końcem stycznia 2018 r. Co więcej, suma zobowiązań włoskiego, hiszpańskiego (399 mld euro), portugalskiego (83) i greckiego (58) banków centralnych sięga łącznie kwoty 972 mld euro. Jednocześnie analizując dane, zaskakuje nieproporcjonalnie duża rola w strefie euro małego Luksemburga i jego banku centralnego, który wygenerował należności rzędu 195 mld euro! A skupiamy się jedynie na zależnościach w systemie banków centralnych, bowiem według agencji Reuters i informacji podanej w artykule pod tytułem „Cash flow to German banks to dry when QE is unwound” („Przepływy gotówkowe do niemieckich banków wyschną wraz z końcem QE”) ekspozycja Niemiec do strefy wspólnej waluty łącznie przekroczyła 2 bln euro we wrześniu 2017 r.
Jednak co najważniejsze, to zimna obserwacja, że nierównowaga finansowa między Południem a Północą w systemie banków centralnych strefy euro pogłębiła się na przestrzeni 2017 r., pomimo poprawy sytuacji gospodarczej i wzrostu PKB we wszystkich krajach posługujących się wspólną walutą, w tym w Republice Włoskiej.
W 2017 r. Włochy osiągnęły wzrost PKB na poziomie 1,5 proc., dużo poniżej średniej unijnej, która wyniosła 2,4 proc. według Eurostatu. Co prawda dług publiczny obniżył się nieznacznie w stosunku do PKB z 132 do 131,5 proc. w 2017 r. według ostatnich doniesień włoskiej agencji INSTAT, jednak kraj ten pozostaje po Grecji najbardziej zadłużony w UE. Dług publiczny wyrażony w euro nadal rośnie, zbliżając się do astronomicznej kwoty 2,3 bln euro na koniec 2017 r. według danych OECD. I właśnie te okoliczności – wysokie zadłużenie i zmienny koszt długu determinują przyszłość Republiki Włoskiej, a także być może strefy euro. Przed przystąpieniem do strefy euro w 1999 r. koszt długu wyrażony rentownością 10-letnich obligacji (wtedy we włoskich lirach) sięgał nawet kilkunastu punktów procentowych. W momencie nasilenia kryzysu zadłużenia w strefie euro w 2012 r., gdy szef EBC Włoch Mario Draghi sformułował swoją słynną doktrynę „Whatever it takes” dla podtrzymania strefy euro, w istocie rzeczy uratował Włochy od popadnięcia w spiralę zadłużenia i nieuchronnej niewypłacalności. Od tego czasu rentowność włoskich obligacji spadła z 7 do ok. 2 proc. obecnie, jednak wyłącznie dzięki ECB i programowi QE.
Analiza danych historycznych wskazuje, że przynależność Włoch do strefy euro nie była korzystna dla tego kraju, zwłaszcza w okresie po 2008 r., kiedy dług publiczny wzrósł szybko z 99 do 132 proc. PKB. Towarzyszył temu gwałtowny wzrost bezrobocia i spadek zamożności społeczeństwa porównywalny jedynie do okresu wojny… Jednak sama strefa euro przetrwała dzięki interwencjom monetarnym EBC, a jej głównym beneficjentem okazały się Niemcy. I tak, aby włoski konsument mógł nabyć niemiecki samochód marki Mercedes, odbywa się to kosztem narastającej nierównowagi w systemie transgranicznych rozliczeń Target. Innymi słowy, to Bundesbank w znacznej mierze z korzyścią dla Niemiec finansuje wymianę gospodarczą w Unii, w tym z Republiką Włoską.
Włoskie być albo nie być w strefie euro
Jak żaden inny kraj Włochy potrzebują silnego przywództwa, by wprowadzić niezbędne reformy gospodarcze i zadecydować o swej przyszłości. Temu też dali wyraz obywatele, karząc w ostatnich wyborach partie, które dotąd grały główne role na scenie politycznej. Grubo ponad 50 proc. głosujących opowiedziało się za partiami i ruchami sceptycznymi wobec wspólnej waluty. Zwycięzcami okrzyknięto Ruch Pięciu Gwiazd i Ligę (dawniej Liga Północna), które uzyskały odpowiednio 32,7 i 17,4 proc. głosów. Obie te partie kontestują przynależność do strefy euro, a ich ewentualna koalicja zagwarantowałaby większość w obu izbach włoskiego parlamentu. Taka też koalicja byłaby prawdziwym wyłomem w dotychczasowym układzie sił, gdyż oba ugrupowania pozostają ciągle nowicjuszami na scenie politycznej, a w parlamencie będą „gościć” dopiero drugą kadencję, tym razem jednak z dużymi szansami na objęcie rządów. Niestety dla Włoch taka koalicja jest też najmniej prawdopodobna ze względu na różnice ideowe. O ile Liga to partia prawicowa, to Ruch Pięciu Gwiazd nie jest tak spójny i zrzesza członków z całego spektrum przekonań politycznych, od lewej po prawą stronę… Ich potencjalną współpracę można sobie wyobrazić jedynie w razie poważnych turbulencji finansowych w strefie euro, gdyby odłożyły na bok różnice światopoglądowe, by zadecydować o wspólnej strategii powrotu do lokalnej waluty, jaką była nie tak znowu dawno temu (19 lat) lir włoski.
Ten alternatywny scenariusz jawi się jako koszmar senny dla największego beneficjenta strefy euro – Niemiec, które zapewne użyją wszelkich wpływów we Włoszech, by mu zapobiec i za wszelką cenę podtrzymać status quo. A są one niebagatelne. Przykładowo, na czele Rady Dyrektorów Unicredit, największego włoskiego banku, stoi Giuseppe Vita, który to podobne najwyższe stanowisko od lat dzierży także w zarejestrowanym w Szwajcarii holdingu Axel Springer SE. Vita jest również honorowym przewodniczącym Rady Dyrektorów niemieckiego Deutsche Bank SpA i członkiem Komisji Trójstronnej… Przypadków podobnej jedności stanowisk mnożyć można we Włoszech bez końca po kilkunastu latach istnienia wspólnej waluty.
Nie dziwi w tej sytuacji fakt, że tuż przed wyborami zapobiegawczo zmieniono prawo w taki sposób, by utrudnić tworzenie koalicji i powołanie rządu większościowego.
Prasowy mainstream wychwala przy tym instytucje Republiki Włoskiej (skąd my to znamy?), które mają zapobiegać ekscesom „nuworyszy” z Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd. Już 8 marca, cztery dni po wyborach, prezydent Sergio Mattarella zaapelował o odpowiedzialność przy formowaniu rządu, a przecież on właśnie może ten proces ułatwić bądź też zrobić wiele, by go maksymalnie utrudniać… Włochy „tradycyjnie” czeka zapewne okres słabej władzy wykonawczej, która będzie przechodzić z rąk do rąk wielokrotnie w czasie trwania kadencji. Należy brać pod uwagę możliwość wyborów przedterminowych, ale także ingerencji z zewnątrz w razie, gdy sytuacja mogłaby wymknąć się spod kontroli.
Można zatem z dużą dozą ironii postawić twierdzenie, że tak czy inaczej unijne „żeby było tak jak było” z dużym prawdopodobieństwem przetrwa we Włoszech do roku 2019, gdy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Choć Europa już teraz skręca ostro w prawo w proteście przed samowolą i korupcją urzędników z Brukseli i w konsekwencji nadmiernym ciężarem politycznej i finansowej hegemonii Berlina.
Jerzy Bielewicz
Więcej informacji i komentarzy o polskiej i światowej gospodarce oraz sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html