Informacje

Protesty w Hongkongu / autor: PAP/EPA/JEON HEON-KYUN
Protesty w Hongkongu / autor: PAP/EPA/JEON HEON-KYUN

Licealiści w Hongkongu poszli na wagary

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 2 września 2019, 12:30

  • 0
  • Powiększ tekst

W Hongkongu rozpoczął się nowy rok szkolny, ale rzesze uczniów szkół średnich nie poszły na lekcje, a zamiast tego zgromadziły się w centrum miasta, by wyrazić poparcie dla trwających od prawie trzech miesięcy prodemokratycznych protestów.

Organizatorzy akcji - partia Demosisto i grupa studencka Demovanile - spodziewają się, że lekcje zbojkotuje 10 tys. uczniów z blisko 200 szkół średnich, a połowa z nich weźmie udział w pikiecie na placu Edinburgh Place w dzielnicy Central. Celem jest wywarcie presji na władze, aby skłonić je do spełnienia pięciu postulatów protestujących.

Domagają się oni formalnego wycofania projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, niezależnego śledztwa w sprawie blisko trzymiesięcznych demonstracji, uwolnienia wszystkich zatrzymanych w związku z nimi osób, wycofania wobec protestów określenia „zamieszki” oraz demokratycznych wyborów władz Hongkongu.

Bojkot zajęć lekcyjnych przypada po kolejnym niespokojnym weekendzie. W sobotę w wielu dzielnicach miasta doszło do brutalnych starć, po których do szpitali trafiło 41 osób, z czego pięć - w stanie ciężkim. Niektórzy protestujący rzucali koktajle Mołotowa i fragmenty kostek chodnikowych, a policjanci użyli gazu łzawiącego, armatek wodnych i pałek oraz oddali w niebo dwa strzały ostrzegawcze ostrą amunicją.

Dziennik „South China Morning Post” odnotowuje, że wśród placówek dotkniętych bojkotem są m.in. szkoły, do których uczęszczali szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam oraz szef hongkońskiej policji Stephen Lo.

Uczennica o nazwisku Choi, której na manifestacji w centrum towarzyszy ojciec, powiedziała publicznej stacji RTHK, że wahała się, czy wziąć udział w bojkocie, ale postanowiła to zrobić w związku z sobotnimi wydarzeniami na stacji metra Prince Edward.

Chodzi o interwencję znanego z brutalności specjalnego oddziału taktycznego hongkońskiej policji, który wkroczył na tę stację po doniesieniach, że demonstranci jakoby dopuszczają się tam aktów wandalizmu. W czasie operacji policjanci pobili pałkami i potraktowali gazem pieprzowym nieuzbrojonych pasażerów siedzących w wagonie.

Widziałam, że na stacji metra, chociaż niektórzy ludzie tylko tam siedzieli i nie mieli na sobie czarnych ubrań, policja i tak ich pobiła. Jeśli policja poszła tam, żeby ich zatrzymać, dlaczego ich nie zatrzymała? Tylko ich pobili i wyszli - powiedziała dziewczyna.

W poniedziałek setki pracowników Szpitala Królowej Marii wzięły udział w proteście przeciwko niewpuszczeniu na tę stację sanitariuszy i późnemu udzieleniu poszkodowanym pomocy medycznej. Według uczestników manifestacji ranni zostali przewiezieni do szpitala dopiero po ponad dwóch godzinach.

Ktokolwiek z nas, bez względu na to, czy popełnił jakieś przestępstwo czy nie, powinien być traktowany humanitarnie. Każdy ma prawo do natychmiastowej opieki medycznej - powiedziała RTHK uczestnicząca w proteście lekarka o nazwisku Lam. - Nawet w czasie dużych konfliktów, takich jak wojna światowa, osoby niosące pierwszą pomoc miały prawo do pomagania rannym bez obaw o przemoc - dodała.

Również w poniedziałek związek studentów Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu (CUHK) nieoficjalnie inaugurował nowy rok akademicki. W ceremonii tej wzięły udział setki studentów, z których większość ubrana była na czarno - kolor symbolizujący protesty. Oficjalna uroczystość została odwołana przez władze uczelni w związku z trwającymi w mieście niepokojami, co według przewodniczącego związku studentów Jacky’ego So było decyzją polityczną.

PAP, MS

Powiązane tematy

Komentarze