Opinie

Zagrożenia wynikające pandemii nie są standardowe, gdyż wywołuje specyficzne dla każdej branży i sektora skutki / autor: Fratria / AS
Zagrożenia wynikające pandemii nie są standardowe, gdyż wywołuje specyficzne dla każdej branży i sektora skutki / autor: Fratria / AS

TYLKO U NAS

Kryzys? On dopiero nadchodzi!

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 30 sierpnia 2020, 14:06

  • 2
  • Powiększ tekst

Naiwnością byłoby sądzić, że system bankowy w Polsce nie odczuje skutków pandemii COVID-19. Już teraz, w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku zyski banków w Polsce spadły niemal o połowę. Większość tej kwoty to ponad 10 mld zł rezerw utworzonych przez banki na przyszłe straty związane z „zainfekowaniem” gospodarki przez koronawirus. Jednak to nie wszystko – pisze w „Gazecie Bankowej” Jerzy Bielewicz.

W pewnym uproszczeniu, 4 proc. spadku PKB prognozowanego na ten rok to około 80 mld zł dóbr i usług, które nie zostały wytworzone w gospodarce narodowej. Cześć tej kwoty będzie musiała obciążyć bilanse banków. Teraz firmy i banki są chronione przez tarcze współfinansowane przez rząd, NBP, BGK i PFR. Jednak już przy obecnych wydatkach na walkę z COVID-19 deficyt budżetu państwa może sięgnąć ponad 8 proc. PKB, a zadłużenie z 44 proc. PKB może podskoczyć do nawet blisko 60 proc. PKB, a więc bariery zapisanej w Konstytucji RP.

Co się stanie, jeśli nastąpi druga równie silna fala zakażeń w okresie jesienno-zimowym, która po raz kolejny spowolni gospodarkę? Czy firmy przetrwają i ten okres? Czy pomoc rządu okaże się wystarczająca? Bo przecież pakiety ochronne przesunęły jedynie efekt gospodarczy pierwszej fali zachorowań o jeden, maksimum dwa kwartały. To nie czarnowidztwo, ale realizm, który zaprezentował także NBP apelując do banków i instytucji finansowych, by wstrzymały się od wpłaty dywidendy.

Z kolei PKO BP przestrzega przed spadkiem rentowności banków, co może wymusić konsolidację w sektorze. Negatywny efekt skali przy coraz niższym oprocentowaniu kredytów w praktyce może spowodować, że małe i średnie banki zaczną przynosić straty, a akcjonariusze nie zechcą ich dokapitalizować. To wszystko ABC bankowości. Jednak zagrożenia wynikające pandemii nie są standardowe, gdyż wywołuje specyficzne dla każdej branży i sektora skutki.

Z tego też powodu największego zagrożenia dla sektora bankowego upatruję w obsłudze branży nieruchomości oraz portfelu kredytów hipotecznych, które stanowią rodzaj inwestycji z myślą o najmie. Co się stanie, jeśli z powodu jesiennej epidemii studenci nie wrócą na uczelnie? Co, gdy w usługach (np. instytucjach finansowych, telekomach itd.) praca zdalna z domu okaże się „nową normalnością”? Co, jeśli będą wzrastać rygory dystansowania w biurach? Czy „słoiki” nie pozostaną wtedy na prowincji? Jak te czynniki wpłyną na ceny nieruchomości i najmu i czy nie zachwieją płynnością sektora?

W mojej ocenie, a także według wielu analityków możemy też zmierzyć się wkrótce z zaznaczającym się już w USA nowym megatrendem, czyli ucieczką korporacji i mieszkańców z wielkich aglomeracji na prowincję ze względu na stan zagrożenia epidemiologicznego. Skutki takiej deglomeracji znamy przy okazji innych kryzysów: dzielnice widma, fale przestępczość i narkomanii oraz spirala biedy. W USA najbardziej dotknięte podobną plagą zostało Detroit, niegdyś stolica przemysłu motoryzacyjnego, a dziś miasto, które bankrutuje co kilka lat.

Czy Europa i Unia Europejska „zaszczepiły” się przeciw deglomeracji? Bynajmniej. Paryż, Rzym, Londyn czy Barcelona już dziś cierpią z powodu braku turystów, a to może tylko zapowiedź poważnych i szerszych problemów w przyszłości. I właśnie dlatego niepokoi mnie boom na rynku nieruchomości w dobie pandemii w dużych miastach, zwłaszcza w Warszawie. Ktoś powie: niskie stopy procentowe sprzyjają temu sektorowi! Jednak w długiej perspektywie hossa może okazać się pułapką dla naiwnych. Wystarczy wspomnieć niesławne „kredyty” hipoteczne we frankach i zjawisko „moral hazard” tak silnie ciążące na sektorze bankowym po dziś dzień…

Truizmem będzie też wskazywać na zagrożenia płynące z wciąż dużego zaangażowania zagranicy w polski sektor bankowy. Czy sytuacja finansowa Commerzbanku lub Sandandera zmieniła się na rodzimym hiszpańskim i niemieckim rynku? Czy może EBC zamroził tylko ich kłopoty na czas pandemii? Czy przedłożą one interes oddziałów w Polsce nad interes spółek matek we własnych krajach. Z całą pewnością nie. Stąd też choć zabrzmi to brutalnie, to jednak warto pamiętać, że kryzys w 2008 roku nie ma porównania z obecnymi zawirowaniami na rynkach finansowych i w realnej gospodarce, a strefa euro najprawdopodobniej wejdzie w stan depresji gospodarczej (spadek PKB o więcej niż 10 proc.) w bieżącym roku…

Jerzy Bielewicz

Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych

„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android

Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj

Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria
Okładka Gazety Bankowej / autor: Fratria

Powiązane tematy

Komentarze