Imponujący zwrot Wall Street
Czwartkowa sesja zgodnie z oczekiwaniami przyniosła ogromne emocje, związane z najważniejszą obecnie publikacją makroekonomiczną, czyli amerykańskimi danymi o inflacji
Pomimo startu handlu w Europie na delikatnych minusach, w trakcie dnia do momentu publikacji danych obserwowaliśmy stopniowy ruch w górę. Wszystko drastycznie zmieniło się z odczytem amerykańskiej inflacji. Wzrost CPI o 0,4% m/m (konsensus: 0,2% m/m), a inflacji bazowej o 0,6% m/m (konsensus: 0,4% m/m), owocujący minimalnym spadkiem głównego wskaźnika z 8,3% r/r do 8,2% r/r oraz wzrostem tego ważniejszego dla Fed z 6,3% r/r do 6,6% r/r, wywołał na rynku prawdziwe tąpnięcie. Główne europejskie indeksy zanurkowały głęboko poniżej poziomów neutralnych, ale jeszcze przed otwarciem w USA rozpoczęła się redukcja strat, wsparta następnie początkiem sesji w Nowym Jorku. Finalnie zamiast przeceny zobaczyliśmy wzrosty od 0,35% (FTSE100) do 1,56% (FTSE MiB). Nie do końca jasne jest, czemu w reakcji na amerykańskie dane znacznie gorzej niż inne rynki zachowywała się GPW, należy chyba tłumaczyć to samym faktem wystąpienia faktycznej podaży – obroty sięgnęły 1,07 mld zł, a przekroczenie bariery miliarda należy ostatnio na Książęcej do rzadkości. WIG20 spadł o 1,36%, mWIG40 o 0,06%, a sWIG80 o 0,50%. Także w Warszawie są to poziomy daleko odbiegające od minimów, WIG20 odrobił mniej więcej połowę strat, które notował krótko po publikacji amerykańskich danych. Silnie spadały LPP (-5,94%) i PGE (-4,24%), największą negatywną kontrybucję wniosło PZU (-3,76%). S&P500 wzrosło o 2,60%, a NASDAQ o 2,23%. Są to wartości niemal abstrakcyjne z perspektywy tego, gdzie znajdowały się notowania kontraktów futures bezpośrednio po publikacji słabych danych inflacyjnych. Wystarczy powiedzieć, że po starcie handlu główny indeks testował poziom 3500 pkt., by zamknąć się 170 pkt. wyżej. Zwrot w tej skali na S&P500 nie miał miejsca co najmniej od 1990 r. (tam sięgają dokładne statystyki Bloomberga), ruch od dołka na kontraktach przekroczył 5%. Z perspektywy technicznej można traktować to jako obronę wsparcia w postaci 200-tygodniowej średniej albo 50% zniesienia z hossy lat 2020-2021, początek popytu prawdopodobnie pojawił się wraz z masową realizacją zysków z opcji put, które po danych „weszły w pieniądz”. Dalszy przebieg dnia nosi już typowe znamiona short squeeze i paniki sprzedających. Chcemy też zwrócić uwagę, że publikacja danych inflacyjnych naprawdę nie jest tak zła, jak wskazują główne liczby – motorem inflacji pozostały ceny żywności i czynszów. W obu tych przypadkach na poziomie danych wyprzedzających widać silne spadki, wyłącznie z mechaniki liczenia CPI wynika opóźnienie na poziomie 6-9 miesięcy względem powszechnie dostępnych liczb. Wczorajsze zaskoczenie w znacznie większym stopniu jest po prostu przesunięciem zwrotu o kolejny miesiąc niż powodem do obaw, że w ogóle on nie wystąpi. Rynki azjatyckie rosną niezwykle silnie, w momencie pisania komentarza Nikkei zyskuje 3,4%. Na starcie handlu w Europie można liczyć nawet na dwuprocentowe zwyżki, ich dalszy los będzie w dużej mierze zależał od danych o sprzedaży detalicznej w USA, opublikowany zostanie także indeks sentymentu Uniwersytetu Michigan. W wielu państwach europejskich, także w Polsce, poznamy finalne dane inflacyjne za wrzesień. Być może nawet ważniejsze okażą się wyniki amerykańskich banków (JP Morgan, Citigroup, Wells Fargo, Morgan Stanley), które rozpoczną główną część sezonu wynikowego w USA. Z pewnością nie należy oczekiwać spokojnego piątku.
Kamil Cisowski Dyrektor Zespołu Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego Dom Inwestycyjny Xelion