Pojemna skarpeta
Nowy system emerytalny wprowadzony w 1999 r. został zdemontowany przez poprzednie rządy koalicji PO-PSL. Po rozwiązaniu emerytalnym, które wymagało wielu korekt, pozostała atrapa niezapewniająca jego uczestnikom godziwego, dodatkowego źródła dochodu po zakończeniu aktywności zawodowej.
Jako dziennikarz specjalizujący się w systemie emerytalnym , śledziłam powstanie systemu repartycyjno-kapitałowego z tzw. dwoma podstawowymi filarami: I filar – Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zarządzany przez ZUS. To część solidarnościowa systemu emerytalnego. Oznacza to, że wpłacane do FUS pieniądze były od razu wydawane na bieżące świadczenia emerytalno-rentowe. Tak było przez kilkadziesiąt lat, że pracujące młode pokolenie finansowało emerytury rodziców, dziadków, wujków… A oni poprzednie pokolenia. W Polsce nowatorskim rozwiązaniem emerytalnym wprowadzonym w 1999 r. był system repartycyjno-kapitałowy z tzw. filarami. Tzw. II filar – Otwarte Fundusze Emerytalne (OFE) zarządzane przez prywatne firmy – powszechne towarzystwa emerytalne (w większości zagraniczne grupy kapitałowe działające w Polsce, mające też banki). Ta część systemu emerytalnego dysponowała realnymi pieniędzmi – wpłacane w tamtych latach 7,3 proc. pensji brutto każdego ubezpieczonego, posiadacza OFE było lokowane m.in.: w akcje notowane na WGPW, obligacje gwarantowane przez SP i np. komunalne oraz niewielką część w depozytach. Zgromadzone kapitały na kontach w miały zapewnić przyszłym emerytom (obowiązkowy system dla urodzonych po 1 stycznia 1969 r.) około 30 proc. świadczenia emerytalnego. Wprowadzono także tzw. III filar – w tamtych latach PPE, IKE, obecnie także IKZE jako formy dodatkowej mobilizacji do oszczędzania na emeryturę – pieniądze nie przechodzące przez ZUS, a zdeponowane w prywatnych firmach.
Potrzeba mądrych korekt
Po kilku latach funkcjonowania system emerytalny z 1999 r. wymagał zmian, gdy chodzi o interes członków OFE, m.in.: początkowe prowizje były zbyt wysokie, do 10 proc. wpłacanej składki, tj. od 7,3 proc. pensji brutto pracownika; kontroli i weryfikacji polityki inwestycyjnej, a tym samym stopy zwrotu z powierzonego kapitału; wprowadzenia zróżnicowanych portfeli inwestycyjnych co do ponoszonego ryzyka – dopasowanych do wieku uczestników, czasu do przejścia na emeryturę…
Decydenci jakby nie zauważali problemu - ani organizacja zrzeszająca Powszechne Towarzystwa Emerytalne zarządzające OFE, ani nadzór finansowy, ani rząd, a tym bardziej grupy kapitałowe nie były zainteresowane obniżaniem swoich zysków z prowadzonego biznesu. System działał, co pewien czas ktoś, gdzieś nieśmiało wspominał, że drogi, że nieefektywny, że wymaga zmian i na tym się kończyło. I nastała zdecydowana minister pracy Jolanta Fedak (2007-2011, PSL). Za czasów pełnienia przez nią funkcji szefa ministerstwa pracy podjęto decyzję (od 1 maja 2011 r.) o obniżeniu składek przekazywanych do OFE. Efekt- więcej pieniędzy na bieżącą wypłatę emerytur w FUS-ie, a mniej na kontach członków tzw. II filara – z 7,3 proc. pensji brutto ubezpieczonego do 2,3 proc. wynagrodzenia (obecnie jest to 2,92 proc.).
I to nie był koniec demontażu systemu emerytalnego. 3 lutego 2014 r. na wniosek J.V. Rostowskiego , ministra finansów, z akceptacją premiera Donalda Tuska! – dokonano w majestacie prawa transferu/kradzieży pieniędzy z kont ponad 16,5 miliarda członków otwartych funduszy emerytalnych (każdego uczestnika)– ponad 153 mld zł, które były ulokowane w obligacjach gwarantowanych prze Skarb Państwa (51,5 proc. jednostek rozrachunkowych zapisanych na rachunku każdego członka OFE na 31 stycznia 2014 r. – statystycznie ponad 10 tys. zł ubyło każdemu uczestnikowi). Po tych pieniądzach pozostał jedynie zapis w ZUS-ie - zobowiązani dla przyszłych pokoleń. I nie ma wątpliwości, że tych pieniędzy przyszłym emerytom nikt nie odda – bo i z czego?
Zyskać zaufanie, nadrobić straty
Decyzja rządów PO-PSL dotycząca demontażu systemu emerytalnego to nie tylko wymierne straty dla obywateli, a także mniejsze kapitały, mniejsze zyski, mniejsze zasilenie spółek giełdowych notowanych na warszawskim parkiecie. Ale nade wszystko nadszarpnięcie zaufania i utrwalenie w świadomości pracujących Polaków, że nie warto oszczędzać, bo i tak jakiś rząd to zgarnie, aby załatać dziurę w budżecie, jakieś sztywne zobowiązania Państwa.
I gdyby nasze społeczeństwo składało się z samych, lub w większości, zamożnych Polaków nie byłoby problemu dla obecnej władzy. Polacy na emeryturze czerpaliby zyski ze sprzedaży dzieł sztuki, sztabek złota czy wynajmu swoich nieruchomości. Ale tak nie jest. W tak komfortowej sytuacji, obecnie, jest kilka proc. rodaków. Ale człowiek roztropny, odpowiedzialny, suweren wie, że musi sam zadbać o swój komfort na emeryturze – dzieci nie są żadna polisą na starość. Tak było kiedyś. O dom, samochód dbamy – ubezpieczamy od kradzieży, pożaru, zalania… A swoją przyszłość?
Obecny rząd zaproponował Polakom rozwiązanie dla każdego, na miarę możliwości - Pracownicze Plany Kapitałowe. Od razu chcę zapewnić, że nie jest to część systemu emerytalnego, ale forma dywersyfikacji indywidualnych oszczędności – taka sformalizowana „skarpeta” , do której wrzucamy pieniądze, ale także nasz pracodawca i Państwo.
Moje, a nie władzy
PPK nie będą częścią żadnego systemu emerytalnego, ponieważ zgromadzone pieniądze będą dziedziczone, będzie je można wyjąć wcześniej, pod pewnymi warunkami, wypłacić po ukończeniu wieku emerytalnego w ciągu 10 lat (ale o tym w następnym materiale). Nie jest to część powszechnego systemu emerytalnego, ponieważ nie ma przymusu przystąpienia do PPK. Jest to mobilizacja do skorzystania z tej formy oszczędzania. Pracownik będzie wpłacał 2 proc. pensji brutto, pracodawca 1,5 proc., a Państwo opłatę powitalną i roczny bonus (patrz ramka). Nie jest to część systemu emerytalnego, dlatego będzie można wystąpić z systemu i do niego wrócić.
Ważne! Warto zwrócić uwagę, że pracodawca nie będzie gorliwie zainteresowany prowadzeniem PPK – nie oczekujmy, że zacznie nadmiernie zachęcać wahających się pracowników. Wszak to dla niego przymusowa podwyżka pensji pracownika, z której nie będzie mógł się wycofać. Można we wszystkim znaleźć słabe strony, ale PPK, z kilkudziesięcioletniej perspektywy pisania o systemie ubezpieczeń społecznych i ubezpieczeń prywatnych, jest w mojej ocenie rozwiązaniem przemyślanym, mającym na celu komfort finansowy każdego obywatela, ale także rynku kapitałowego w Polsce, czyli całej gospodarki.
Można powiedzieć, ja im nie ufam… znowu zabiorą, więc wolę wydać i zaszaleć. Jeżeli jesteś bogaty, możesz ufać jedynie własnej fortunie – i to nie zawsze. Ale jeżeli jesteś mniej zamożny, bez dziadka z fortuną? To pomyśl – tak czy inaczej, po demontażu systemu emerytalnego z 1999 r. przez poprzednią ekipę, pokolenie obecnych 30 i mniej latków, a może nawet i 40.latków czeka ujednolicone świadczenie emerytalne. Czy będzie to będzie emerytura obywatelska, czy minimalna, czy … będzie zapewne oscylować wokół minimum socjalnego, aby przyszli emeryci nie byli beneficjentami pomocy społecznej (na garnuszku społeczeństwa).
Palmy w moich rękach
Pracownicze Plany Kapitałowe rozpoczną swoje życie od 1 lipca br. i do końca 2021 r. zostaną nimi objęci wszyscy zatrudnieni, płacący składki do ZUS-u. Można uciec od tego z własnej lekkomyślności, ale gdzie na rynku dają wyższą stopę zwrotu z włożonych pieniędzy, jak w PPK? Pracodawca daje 1,5 proc. pensji brutto – poza PPK wcale nie masz pewności, czy da ci w tej wysokości podwyżkę pensji. Państwo wpłaci w pierwszym roku w sumie 490 zł. Jeżeli pensja brutto wynosi 5000 zł – to pracodawca wpłaci 75 zł, pracownik 125 zł – w ciągu roku mamy 2400 zł. I mamy w pierwszym roku pewną stopę zwrotu powyżej 40 proc. Dla osób o niższych dochodach jeszcze wyższą.
Gra warta świeczki i nikt nie zdefrauduje tego kapitału, bo są one prywatne. W razie naruszenia ich przysługuje każdemu dochodzenie zwrotu, jak kapitału zgromadzonego na koncie bankowym! PPK to stabilna skarpeta z dobrą stopa zwrotu, bo pieniądze będą inwestowane w to co polskie, bezpieczne.
Małgorzata Dygas