Informacje

Armatohaubica Krab / autor: fot. Fratria
Armatohaubica Krab / autor: fot. Fratria

Polska zbrojeniówka jest konkurencją dla Zachodu!

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 28 lipca 2023, 07:51

  • Powiększ tekst

Polska staje się jednym z największych producentów amunicji do armatohaubic i czołgów w Europie. Stwarzamy konkurencję dla krajów Europy Zachodniej, które przez lata dominowały na rynku amunicyjnym. W związku z tym, od kilku miesięcy obserwujemy wzmożone ataki medialne na spółki należące do PGZ - mówi wiceprezes Mesko S.A. dr Przemysław Kowalczuk.

Kowalczuk podkreśla, że od 2022 r. zwiększenie wolumenu produkcji amunicji stało się koniecznością. „Potrzeby w tym obszarze są oczywiste i słyszymy o nich codziennie” – mówi wiceprezes Mesko i wskazuje, że w ostatnim czasie powstały dwie duże europejskie inicjatywy amunicyjne. Pierwszą jest inicjatywa polskiego MON. W czerwcu br. minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak podpisał umowę z Polską Grupą Zbrojeniową na zakup miliona sztuk amunicji kalibru 155 mm do armatohaubic i dużych ilości amunicji czołgowej o wartości kilkunastu miliardów złotych.

Drugi projekt amunicyjny jest europejski. To inicjatywa Komisji Europejskiej dotycząca produkcji amunicji na potrzeby Ukrainy oraz uzupełnienia zapasów w magazynach państw członkowskich. Unijny projekt zakłada wyprodukowanie 1 mln sztuk amunicji. „W tym wypadku również mówimy o milionie sztuk amunicji i funduszach na dokapitalizowanie inwestycji wytwórczych, aby takiemu zamówieniu podołać” – tłumaczy. Zaznaczył również, że inicjatywa KE dotyczy wszystkich państw członkowskich Unii oraz Norwegii.

Tu nastąpiło pierwsze zderzenie rzeczywistości biznesowych: Polska, w ramach programu KE, w podobnym czasie wyprodukuje tyle samo amunicji co pozostałe państwa unijne. Ogromne dysproporcje widać zatem już na poziomie planów i zamierzeń” – podkreśla.

Kowalczuk wyjaśnia również, że inicjatywa MON wymaga pełnego zaangażowania kilku spółek amunicyjnych, należących do grupy PGZ. „Docelowym dostawcą są zakłady DEZAMET z Nowej Dęby. Za komponenty odpowiadają bydgoskie zakłady Nitro-Chem oraz MESKO wraz z oddziałami na terenie kraju. Zdolność produkcyjną na poziomie 200 tys. zestawów amunicyjnych rocznie zamierzamy osiągnąć w ciągu dwóch-trzech lat” – prognozuje Kowalczuk. Jak dodaje, będzie to największy poziom produkcji w Europie Środkowo-Wschodniej od czasów zimnej wojny.

Kowalczuk przyznaje, że w związku z tym obserwuje bardzo niepokojącą korelację czasową. „Obie inicjatywy – polskiego MON i Komisji Europejskiej - zostały przedstawione w marcu i kwietniu br. Od maja w różnych polskich mediach widzimy swoisty festiwal publikacji zawierających zupełnie bezpodstawne ataki na spółki PGZ zaangażowane w obydwa projekty. Artykuły dotyczą spraw z bardzo odległej przeszłości lub przedstawiają niezgodne z faktami interpretacje aktualnych wydarzeń” – mówi Kowalczuk. Jak dodaje „z naszego punktu widzenia jest to aż nader widoczna próba dyskredytacji polskich spółek, mająca na celu powrót do poprzedniego, zdominowanego przez kraje Europy Zachodniej, modelu biznesowego”.

Dopytywany o jakich konkretnie mediach mówi odpowiedział, że „w znaczącej większości są to media uzależnione od kapitału zagranicznego”. „Wszystkie tego typu działania i zupełnie bezpodstawne oskarżenia mają na celu obniżenie wiarygodności polskich spółek zarówno wobec kontrahentów krajowych (MON), jak i zagranicznych. Ostatecznie jest jeden główny beneficjent – to Rosja. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że jeszcze przed wybuchem wojny zakłady rosyjskie były zblatowane z niektórymi producentami zachodnimi” - dodał.

CZYTAJ TEŻ:

Niger: Armia poparła zamach stanu i obalenie prezydenta

Horror! Rosjanie stawiają budynki na grobach

Jak mówi wiceprezes Mesko, najwięcej niepotrzebnego zamieszania obserwujemy wokół spółki Nitro-Chem. „Spółka produkuje materiały wybuchowe z ogromnym wolumenem eksportowym. „Odbywa się to w ścisłej współpracy z Amerykanami, którzy regularnie audytują spółkę. Nie ma możliwości współpracy z tak wymagającym partnerem, jakim są Stany Zjednoczone, bez zachowania reguł dobrego zarządzania, w szczególności reguły przejrzystości. Nie ma możliwości zatajenia jakichkolwiek nieprawidłowości w spółce” - zaznaczył.

Pytany o co w takim razie naprawdę chodzi, odpowiedział: „Bez Nitro-Chem bardzo trudno będzie uruchomić krajowy łańcuch produkcji amunicji”.

Przekonuje również, że spółki należące do Mesko cały czas rozwijają się i „korygują na bieżąco swoje błędy”. „Jeśli wymaga to korekt osobowych, łącznie z koniecznością zawiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, to właśnie tak funkcjonujemy” – deklaruje.

Kowalczuk wyjaśnia, że rynek amunicji, w szczególności czołgowej i do armatohaubic, ukształtował się w czasach zimnej wojny. „Pod koniec zimnej wojny nastąpiło rozprężenie. Poziom produkcji utrzymały w zasadzie tylko Stany Zjednoczone i Chiny. Europa Zachodnia przyjęła zasadę skrajnej optymalizacji biznesowej: produkowano tylko to, co się w danym momencie opłacało. Rynek był już ustrukturyzowany – wiadomo było, kto odpowiada za produkcję określonych komponentów i kto jest głównym graczem. Ustalono to pomiędzy takimi państwami, jak: Niemcy, Holandia, Francja, Włochy, Hiszpania, Szwajcaria, ale również Izrael” – tłumaczy wiceprezes Mesko.

Jak dodaje, „zacementowano wówczas pewnego rodzaju konsensus biznesowy – wiadomo było, ile zamawiają poszczególne państwa NATO i jakie są stawki dla producentów”.

Jak zaznacza Kowalczuk, sytuacja nie zmieniła się po upadku ZSRR. Wyjaśnia również, że państwa takie jak Polska, Rumunia czy Bułgaria nie zachwiały ustalonego na Zachodzie modelu biznesowego, ponieważ produkowały broń i amunicję głównie w standardzie sowieckim. „Była ona przeznaczona głównie na rynki wewnętrzne, lub na eksport do państw Afryki i Azji. W międzyczasie poszczególne kraje naszego regionu stopniowo modernizowały swój przemysł zbrojeniowy i przestawiały produkcję na standardy panujące w NATO. Inwazja Rosji na Gruzję w 2008 roku i wojna na Ukrainie, która trwa od 2014 roku przyśpieszyły te procesy” – wyjaśnia. „A to z kolei jest zupełnie wbrew ustalonym na Zachodzie modelom biznesowym” - zauważył.

Teraz Polska staje się jednym z największych producentów amunicji w Europie, a to - jak stwierdza wiceprezes Mesko - „nie spotyka się, dyplomatycznie rzecz ujmując, z entuzjazmem starych graczy”. Jak dodał, „oczywiście rozmawiamy z naszymi partnerami na temat nawiązania potencjalnej współpracy, jednak ich reakcje są bardzo różne, niektórzy okazują zainteresowanie i pełną otwartość, a niektórzy nie wykazują chęci współpracy”. Wyjaśnia, że wynika to ze stopniowej dekonstrukcji obowiązującego do tej pory schematu biznesowego.

Podkreśla, że Grupa Mesko za punkt odniesienia dla swojej działalności przyjęła kooperację ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie widzi całkowitą otwartość, a co najważniejsze – już uruchomione programy realnego transferu technologii do spółek PGZ S.A, co jest oczywistą korzyścią dla Polski i zwiększa jej bezpieczeństwo.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych