Opinie

Chiny / autor: Pixabay
Chiny / autor: Pixabay

INWAZJA NA UKRAINĘ

W przededniu Trzeciej Wojny Światowej? Bez przesady

Maksymilian Wysocki

Maksymilian Wysocki

Dziennikarz, publicysta, ekspert w dziedzinie wizerunku i marketingu internetowego, redaktor zarządzający portalu wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 14 marca 2022, 21:30

    Aktualizacja: 14 marca 2022, 21:36

  • Powiększ tekst

Niektórzy twierdzą, że już ją mamy, ale to nieprawda. Dopiero od tego, czy, jak i po której stronie opowiedzą się Chiny, zależeć będzie czy wojna w Ukrainie wywołana bez jakiegokolwiek powodu przez Władimira Putina, a prowadzona sposobem niegodnym i niehonorowym – celowo zabijając cywilów i już ponad setkę dzieci – przerodzi się w Trzecią Wojnę Światową. Na informacje z Chin trzeba bardzo uważać, podobnie jak na informacje z USA. Ale wydaje się, że Chiny mają za dużo do wygrania jutro i stracenia dziś

Dopiero to jest nowy bieg w dynamice tego konfliktu. Bo nawet jeśli w pewnym momencie NATO powie „dość” – co wbrew zapewnieniom dziś wcale nie jest opcją zdjętą ze stołu, jest opcją po prostu przykrytą jak najdłużej się da – i stwierdzi, że rosyjski problem trzeba rozwiązać szybkim i zdecydowanym cięciem, to bez udziału Chin nadal nie będzie to sytuacja wyczerpująca znamiona wojny światowej.

Zaangażowanie się Chin, w odróżnieniu od angażowania się USA, zmieniłoby wszystko, ale wcale nie jest powiedziane w jaki sposób. USA były już wcześniej, przez dekady, ale tylko do pewnego momentu, „policjantem” świata. Chiny nigdy nie aspirowały do tej roli. Teoretycznie mogłyby, ale to nie ten kodeks kulturowy. Co więcej, nawet wobec wojny celnej oraz globalnej nagonki na wielkie chińskie firmy – gdzie nigdy nie zobaczyliśmy choć cienia dowodów na działania, o które były oskarżane; wystarczyło „to możliwe, a więc tak jest i po prostu albo jesteś z nami, albo z nimi”, Chiny zachowywały skrajną powściągliwość, choć wiele razy były policzkowane przez prezydenta Donalda Trumpa.

CZYTAJ TEŻ: „FT”: Rosja wystąpiła do Chin z prośbą o sprzęt wojskowy

CZYTAJ TEŻ: NATO rozpoczęło manewry. W Arktyce

Komentatorzy i eksperci mieli na to różne poglądy i wyjaśnienia. Jedni uważali, że Chiny czekają na moment, w którym dorównają militarnie USA. Drudzy wyjaśniali, że Chińczycy mają zupełnie inną mentalność, wyrośli na zupełnie innej formule cywilizacyjnej i nie mają zakusów do światowej dominacji, a na pewno nie w takim rozumieniu, w jakim rozumiemy ją my – Europejczycy, Rosjanie i Amerykanie, którzy wzrost swojej siły traktowali zawsze dosłownie, poprzez ekspansję terytorialną. Chińczycy mieli natomiast interesować się tylko dominacją w swoim regionie. Tak tłumaczyli eksperci, byli ambasadorzy w Chinach, nawet profesorowie, jednak nie do końca jest to prawdą.

Chiny są tylko odrobinę mniejsze od całej Europy, jednak niemal zawsze skupione były wyłącznie na sobie. Jest też raczej pewne, że już dynastia Han i Imperium Rzymskie wiedziały o swoim istnieniu, ale to tyle. Chińczycy Europy nie mieli zamiaru zbrojnie napadać, ani uprawiać przesadnej dyplomacji. Handel to co innego. W tym uspokajającym obrazie trzeba jednak odnotować, że był jeden szalony Chińczyk z przesadnymi ambicjami – co jak widzimy po Hitlerze kiedyś, a dziś po Putinie, może okazać się dużym problemem.

Chińskie wyprawy zamorskie miały miejsce, a największa ich fala wydarzyła się za czasów dynastii Ming. Cesarz Yongle (panujący w latach 1402-1424 ) uznał, że cały świat musi zobaczyć potęgę cesarstwa, a będąc pod ogromnym wrażeniem jego wspaniałości, powinien z tego powodu oddać się pod opiekę chińskiego władcy, płacąc mu trybut. Dlatego cesarz polecił budowę ogromnej floty, która miała wykonać to zadanie. Duża nauka, moim zdaniem, płynie dla nas z tej historii. Chińska flota miała wywoływać tak zwany „efekt WOW!” tak bardzo, że cały świat miał płacić Chinom haracz bez walki. Baochuany, jako trzon chińskiej floty, to prawdopodobnie największe drewniane okręty w historii ludzkości (ponoć największe jednostki liczyły nawet do 135 metrów długości, ponad 50 metrów szerokości i zabierały na pokład prawie pięćset osób, podczas gdy taka „Santa Maria” Krzysztofa Kolumba mierzyła „tylko” około 20 metrów długości, co i tak wywołało wystarczający „efekt WOW!” u tubylców w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach, by traktowali Kolumba niemal jak Boga.

Co dziś wiemy o Chinach, to tyle, że od kilku lat Chiny budują lotniskowców w wyścigowym tempie, już dziś chińska flota przegoniła flotę USA, choć prawdopodobnie z jakością ich wykonania jest jak z jakością rosyjskiej armii – słabo. „Efektu WOW!” dziś jeszcze na pewno nie ma.

Moim zdaniem Chin dziś nie ma podstaw, by się obawiać i to z kilku powodów. Po pierwsze nie sądzę, by dążyły do otwartej konfrontacji. W każdym razie, w najgorszym przypadku jeszcze nie. Fanaberii jednego szaleńca nie można traktować jako narodowej doktryny – chyba, że mamy do czynienia z powtarzającą się prawidłowością serii fanaberii szalonych przywódców, podobnie jak mieliśmy na pęczki przykładów z historii rosyjskich zakusów na ziemie polskie, a nawet niemieckie. W każdym razie, na chińską chęć ekspansji terytorialnej, inną niż we własnym rejonie, nie ma przesłanek. Jeśli już, to wydaje się, że Chiny będą zainteresowane, by jako pierwsze podbić Księżyc, bardziej niż chciałyby dokonywać ekspansji terytorialnej poza Azję. Na razie też, jedyną chińską ekspansją poza Azją były próby ekonomicznego skolonizowania Afryki przez „tanie chińskie pożyczki” – trochę jak w filmie „Dług”, tylko ze znacznie większym rozmachem. To znacznie subtelniejsze, nie agresywne sposoby niż otwarta konfrontacja. A nawet jeśli Chińczykom zdarzyłby się drugi w historii taki wariat, to na dziś również nie spełniają sprawdzonej przesłanki wojny bez wojny – nie mają tego efektu „WOW!”, który wymagany jest do oddania hołdu (i pieniędzy) bez realnej walki. Nawet jeśli w jakimś scenariuszu taki jest tam plan, nawet jeśli na pytanie „gdzie widzisz siebie za pięć lat?” Chiny odpowiadają: „jako twojego pana, (…)”, to jeszcze długo, długo się to nie wydarzy (tak pewnie potrzebne jest kolejne osiem lat niczym nie zakłóconego chińskiego rozwoju). W każdym razie w żadnym przypadku włączenie się w ten konflikt Chin dzisiaj nie jest w ich interesie.

Po sprawie z MIG-ami wiemy już, że musimy być bardzo ostrożni, bo niektórzy nasi sojusznicy z jakichś powodów bardzo chyba lubią nas podpuszczać. Jeśli dziś USA mówią, że Chiny chcą, to uwierzę jak zobaczę choćby cień dowodów. Nie wierzę jednak, że Chiny mogą popełnić dziś tak fatalny w skutkach dla siebie błąd, mając faktycznie nadal pozycję globalnego lidera w zasięgu ręki - plus minus kilku lat. Natomiast, jeśli Chiny stanęłyby dziś po stronie Rosji, wpisałyby się do bloku z krajem globalnie skompromitowanym, brudnym i znów na dekady napiętnowanym. Straciłyby do końca mandat do gry z USA. I choć po takiej fali czarnego PR ze strony USA mogłoby się okazać, że im już wszystko jedno, mam nadzieję, że jednak chiński pragmatyzm zwycięży. Gdyby chcieli, nadal mają nawet szansę na pozycję rozjemcy w tym konflikcie, jako przeciwwagi dla Izraela, który obrał bardziej adwokaturę Rosji.

Ale sytuacja dziś jest tak skomplikowana, że trudno o jakikolwiek pewnik. Może skończyć rozejmem, a i może skończyć się „wjazdem” NATO na Ukrainę. Może również skończyć się globalną wojną. Ta ostatnia dynamika może się tylko zacząć, jeśli Chiny aktywnie włączą się w ten konflikt pomagając Rosji. A to w żaden sposób nie jest w ich interesie i byłoby dość niemądre, biorąc pod uwagę chińskie ambicje, jawnie pokojowe, czy nawet militarnie skryte. Angażując się przesadnie dziś, ryzykowałyby przedwczesne odkrycie.

Jeśli w ogóle można szukać jakichś plusów dzisiejszej sytuacji, to dla mnie, jako blisko czterdziestolatka jest to ta obecna szansa na definitywne zdławienie rosyjskich agresywnych zapędów, jeszcze w trakcie obecnych działań. Z dwojga złego, z mojej perspektywy, lepiej teraz - w razie czego - wziąć karabin niż gdyby za kolejne 8 lat musiałyby za niego chwycić moje dzieci. Z myślą o nich oraz o bezsensownej ofierze ponad 100 dzieci zamordowanych przez tych zwyrodnialców Putina, powinniśmy definitywnie rozwiązać tę sprawę teraz. Jeśli tego nie zrobimy teraz, możemy być pewni, ze za kolejne osiem lat wróci do nas ze zdwojoną siłą i znacznie większymi ambicjami globalnych graczy.

Maksymilian Wysocki

CZYTAJ TEŻ: Trauma dotknie nie tylko żołnierzy, ale też ludność cywilną

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych