Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Głos na poniedziałek, czyli subiektywne podsumowanie weekendu.

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 10 czerwca 2013, 10:31

  • Powiększ tekst

Czerwiec weekendem się rozpoczął, a więc za nami pierwszy tydzień i drugi weekend miesiąca-prologu do wakacji. Studenci chłodzą piwo, dzieciaki pompują materace, eurokraci na wiecznych wakacjach, a my w pocie czoła na to wszystko pracujemy. W ten weekend wszystko kręciło się wokół Chin, no prawie, bo jeszcze ślub księżnej Madeleine z O'Neillem, wydarzenia tureckie oraz homo-małżeństwa w Niemczech. Prezydent Hollande jak zwykle dowcipny, a my podsumowujemy weekend.

Chiński handel zagraniczny

W tej dziedzinie dzieje się wiele. Zachodnia prasa donosi, że chińska produkcja, a wraz z nią eksport zwalnia. W kwietniu wzrost produkcji wynosił 9,3%, a w maju to już tylko 9,2%. Premier Chin Li Keqiang powiedział, że nie ma się czym martwić, że nadal liczby są duże i stabilności gospodarki nic nie grozi, ale w duchu wiedział, dlaczego akurat teraz produkcja zwolniła. Z tego samego powodu Angela Merkel nie może spać, Stowarzyszenie Producentów Samochodów grzmi, nas nie stać na panele słoneczne i tylko jakiś komisarz europejski, którego władza, moc, potęga jest nieograniczona, pozostał dumny z siebie jak turecki handlarz po sprzedaniu swetra. Karel De Guch, bo tak nazywa się sprawca wojny celnej, komisarz europejski do spraw handlu, którego pensja wynosi prawie 20 europejskich tysięcy (!), postanowił zniszczyć dobrze wypracowaną przez przedsiębiorców wymianę handlową na linii Europa - Chiny. Przypadkowo, akurat właśnie wtedy, kiedy firmy z naszego kontynentu rozpoczynają ekspansje na Chiny. Wprowadził 47% cła na chińskie panele słoneczne, rozchodzące się jak świeże bułeczki na starym kontynencie, pomimo tego, że doskonale wiedział jak to się skończy (ostrzegali go wszyscy święci odsyłam do poprzednich "poniedziałków"). Nic to. Jemu nie zaszkodzi, zwolnić go nie można. Li głupi nie jest i odpłaci się pięknym za nadobne i właśnie zapowiedział wprowadzenie cła na samochody importowane z Europy z silnikami powyżej 2 litrów. W bardziej czuły punkt uderzyć nie mógł. Przemysł motoryzacyjny zarabia krocie w Chinach - europejski samochód z silnikiem powyżej 2 litrów to chyba najbardziej pożądany towar w Państwie Środka. Angela Merkel i Philipp Rösler (niemiecki minister gospodarki) wściekli, bo jak na razie najbardziej Niemcy obrywają na wojnie De Gucha - byli największym w Europie odbiorcą paneli solarnych, a w segmencie samochodów klasy premium w Chinach niemieckie marki mają aż 80% udziału w rynku. Jeśli Karel De Guch nie odwoła szybko swojej skrajnie głupiej decyzji, będziemy mogli się pożegnać z ponad miliardowym rynkiem zbytu, nie wspominając o najbiedniejszych, którzy dzięki tanim produktom z Chin mogli sobie pozwolić na więcej. Tak właśnie działa Unia Europejska i niech ktoś teraz powie, że jest "unioentuzjastą"...

Chińczycy na otarcie łez po BMW i Mercedesie dostaną Hobbsa. Oczywiście, jeśli Karel nie przestanie prowadzić swojej światłej, niezaściankowej, lewicowej polityki Chińczycy również wprowadzą cła na ubrania, a więc i z tym luksusem będą musieli się pożegnać (listy dziękczynne słać na adres komisji europejskiej). Na razie plan jest taki, że Hobbs - luksusowa marka odzieżowa, symbol brytyjskości i ulubiona marka księżnej Cathrine, planuje ekspansje na Chiny, czego pierwszym krokiem ma być otwarcie sklepu w Hong Kongu. W Państwie Środka luksusowe ubrania i akcesoria z Europy to jedne z najbardziej pożądanych obiektów tuż po europejskich samochodach klasy premium, dla firm z naszego kontynentu to wielka szansa na duże zyski - ogromny rynek zbytu, coraz bogatsze społeczeństwo, a europejskich marek w Chinach reklamować nie trzeba. No, panie Karel jest jeszcze kilka rzeczy do zepsucia przed końcem kadencji.

Podczas gdy Li Keqiang zajmuje się beznadziejną sprawą europejską, jego kolega z pracy - prezydent Xi Jinping spotyka się dwudniowo z Barrym Obamą w słonecznej Kalifornii, gdzie spacerują pod palmami i piją drinki z parasolką. Jak donosi BBC, obydwaj panowie wyglądali na zrelaksowanych oraz nieformalnych. Rozmawiali o takich przyjemnych rzeczach jak potencjał nuklearny Korei Północnej, czy konieczność utworzenia wspólnego frontu w razie cyber-ataków. Doszli do wspólnego wniosku, że jest miejsce na dwa wielkie kraje w basenie Pacyfiku, zwłaszcza, że jedno bankrutuje (tego nie dodali) oraz że należy jeszcze raz przyjrzeć się strategii stosunków między dwoma państwami. Do tej pory te stosunki polegały na tym, że Amerykanie krytykowali wszystko, co zrobili Chińczycy, a Chińczycy dokonywali ataków hakerskich na co ważniejsze instytucje w US, oczywiście nie były one sponsorowane przez rząd, nic a nic. Cicha umowa wygląda tak: Amerykanie wybaczą Chińczykom hakerkę, a Chińczycy nie będą się bulwersować na Barrego za przemowy o więźniach politycznych, w końcu sam przy pomocy skarbówki inwigilował swoich oponentów z Tea Party, więc to chyba taki demokratyczny standard. Chińskie produkty nie są najgorsze, więc można by je eksportować do US, Solyndra upadła, więc amerykanie już mogą trochę paneli słonecznych kupić, a Stany w razie dalszych konfliktów z Europą sprzedadzą trochę swoich paliwożernych landar, może się obywatelom Państwa Środka chociaż trochę spodobają. Zamiast Hobbsa wjedzie Ralph Lauren, Lacoste zamieni się na Tommy Hilfiger, Donna Karan coś zaprojektuje, a w razie czego można Louis Vuitton podrobić i jakoś to będzie. Ciekawa jestem, czy Komisja Europejska pracuje już nad nowym, miliardowym rynkiem zbytu dla naszych dóbr luksusowych, bo przecież nas na lodzie nie zostawią, prawda?

Hollande'a w świat puścić...

Takich czasów dożyliśmy, że w kwestiach gospodarczych ekspertem jest człowiek, który w kilka miesięcy zaprowadził swój 65 milionowy naród nad skraj przepaści i każe skakać w nią po kolei, zaczynając od przedsiębiorców. Monsieur Hollande wybrał się w świat, do dalekiej Japonii, nakłamał tam jak Reagan Sowietom, najadł się sushi za państwowe i wrócił. Podczas wizyty poinstruował ten zacofany kraj, oznajmiając: "Wy Japończycy musicie zrozumieć, że kryzys w Europie się skończył [...] i możemy wspólnie pracować, Francja i Japonia, aby otworzyć drzwi nowemu rozwojowi ekonomicznemu". No nic tylko w koniec kryzysu uwierzyć, jedynie musimy tę cudowną wiadomość przekazać protestującym w Portugalii, bo chyba jeszcze nie wiedzą! Koniec kryzysu był już kilkukrotnie ogłaszany przez takie osobistości jak Mariano Rajoy - premier bogatej Hiszpanii, Yannis Stournaras - minister finansów kraju o niskim bezrobociu Grecji, Francois Hollande - prezydent kraju, którego wszyscy chwalą za wyjątkowo niski deficyt budżetowy oraz Donald Tusk wyjątkowo mądry przywódca zielonej wyspy. Dobrze, że na temat gospodarki nie wypowiadają się takie biedne i zacofane kraje jak Niemcy, Czechy, czy Wielka Brytania. To by był dopiero wstyd!

Blog filozoficzny

W przestworzach Internetu funkcjonuje blog pewnego człowieka, który w wieku 30 lat przeszedł na emeryturę i żyje za 20 tysięcy euro rocznie. Prowadzi internetowy pamiętnik, w którym opowiada, że bogatym nie jest się wtedy, kiedy się ma dużo pieniędzy i niezależność finansowa też nie polega na tym, że ma się dużo pieniędzy, tylko na tym, że się dużo oszczędza i nie kupuje tych wszystkich zupełnie nieciekawych gadżetów, które są reklamowane w telewizji. Udziela porad, jak stać się najmniej potrzebującym pieniędzy człowiekiem na świecie. Przeczytanie kilku wpisów tłumaczy, dlaczego Donald Tusk cały czas mówi, że chce naszego dobrobytu wyciągając nam pieniądze z kieszeni. Przecież pieniądze szczęścia nie dają! Jeśli ktoś chciałby się stać "szczęśliwym" nawet pod wodzą Donalda może zajrzeć tu: http://www.mrmoneymustache.com/.

 

Dobrego tygodnia!

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych