Głos na poniedziałek, czyli subiektywne podsumowanie weekendu
Okazało się, że na tyle kochamy propagandę, że nawet ugrupowania, które rzekomo miały kierować się rozsądkiem (i to miało je odróżniać od innych) muszą się do niej uciekać. Albo chcą. Przemysław Wipler, który chwalił się, że będzie nadawać nową polityczną jakość w tematach gospodarczych uznał, że nakarmi głodną sensacji gawiedź propagandą supermarketową. Polegało to mniej więcej na tym, iż umieścił grafik przedstawiający jak skandalicznie niskie podatki płacą duże sieci sklepów. Miało być to na tyle straszne, że wszyscy powinni struchleć, ale o dziwo dużo miłośników wschodzącej gwiazdy, następcy dawno zgasłego Korwina, uznało to za brednie. No, bo jaką wartość ja, jako obywatel mam z tego, że jakiś duży sklep zapłaci podatek? Żadną, a wręcz ujemną, bo jeśli zapłaci wysoki podatek, być może będzie musiał zwolnić pracowników, albo podnieść ceny oferowanych produktów. Do szerzenia facebookowej propagandy przyłączył się Bosak, znany ze swojego uwielbienia do ekonomicznych mitów (jakby go więc mogło tutaj zabraknąć) i nawet wśród jego wiernych fanów znaleźli się tacy, którzy wyśmiali tę ich bulwersację. Czyżby poziom wyedukowania społeczeństwa przerósł mistrzów słowa?
Tyle z wieści facebookowych. W tym tygodniu jak zwykle dużo Wielkiej Brytanii, jak od paru tygodni w Niemczech nudno, ale za to wpadniemy do Detroit – na szczęście tylko „newsowo”. Kontynuacja Big Pharmy, a raczej Farmy. Zapraszam na poniedziałek jak zwykle bez ekonomicznych mitów.
Marzenia Osborne’a
George Osborne oświadczył przy weekendzie, że planuje stworzyć najbardziej wspaniałomyślny system podatków od wydobycia gazu łupkowego na świecie. Władca dziś łaskawy niewolnik może sobie łupka taniej wydobyć. Planuje z UK stworzyć światowego leadera w wydobyciu tego najmodniejszego w tym sezonie źródła energii, dlatego zapowiada obniżenie podatku dochodowego w tej branży do 30% z 62%. Plan nie jest zły – obniżka podatku to lepszy pomysł niż jakieś subsydia, czy inne dopłaty. Jest więc szansa na spełnienie british dream, tylko w drodze na szyczyty światowego leaderowania może stanąć na drodze fakt, że złoża gazu łupkowego na wyspach szacuje się na 37 000 kilometrów sześciennych, czyli niezbyt bogato. Dobrze, że podatek tylko do 30% obniżą, w przeciwnym razie mogłoby się okazać, że po miesiącu łupkowy skarbiec byłby pusty.
Złośliwa jestem z zazdrości, ponieważ pomimo wielkich złóż nowej ropy w Ojczyźnie, rodzimi politycy przestali już wypowiadać jakiekolwiek słowa na „ł”, bo jeszcze przez pomyłkę wymsknie się „łupek”, a wtedy naród wścibski gotowy sobie przypomnieć, że na gazie śpi, a z Rosji ciągnąć musi. W ogóle bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że z tego łupku to niewiele zostało, bo ktoś sprzedał i wydał w klubach go-go, albo na sukienki dla żony...
Recovery?
Znany Minton Beddoes i Richard Davies z The Economist przeprowadzili rozmowę na temat gospodarczego powrotu do dobrej kondycji, o którym krzyczą media i politycy (najgłośniej oczywiście George Osborne). W ich opinii, pomimo dobrych sygnałów z rynku, jak na przykład wzrost cen nieruchomości (dlaczego to „dobry” jest sygnał nie wiem, ale podejrzewam, że to tak jak z tymi wielkimi firmami, co nie płacą podatków i wszyscy mówią, że to źle, ale nikt nie wie, dlaczego) oraz wzrost sprzedaży w wielu sektorach w porównaniach year-on-year – najczęściej o trzy setne procent, to w rzeczywistości to wszystko jest bardzo chwiejne i niepewne. Na dowód podali kilka wskaźników, tych, według których Polska jest zieloną wyspą, PKB rośnie w takim samym tempie jak nos ministra R., średnia płaca to 100 tysięcy złotych na tydzień, a ilość samochodów przypadających na rodzinę to 7 i pół. Widać na Wyspach nie mają tak zdolnego specjalisty od wskaźników wzrostu gospodarczego, ponieważ według państwa dziennikarzy na nic dobrego one nie wskazują. Pan Richard powiedział też, że kryzys 2008/09 był najsilniejszym, jaki dotknął Zjednoczone Królestwo po drugiej wojnie światowej, a o jego prawdziwych rozmiarach dopiero się przekonujemy i będzie to bardzo długo trwało, zanim Brytania się na dobre z niego otrząśnie. Ja, cytując klasyka powiem, że to nie był żaden kryzys, a skutek, i żeby pozbyć się owego skutku, należy wyeliminować przyczynę, która cały czas pozostaje, a nawet jest stosowana jako remedium!
Wielka Farma, Wielka Wieś
GlaxoSmithKline tylko od tygodnia znajduje się pod chińską lupą i już wypłynęły na wierzch fałszywe faktury, 4 pracowników wyższego szczebla zostało aresztowanych, a na 10 innych „ciąży” areszt domowy. Dyrektor finansowy GSK China Steve Nechelput dostał zakaz opuszczania kraju. Glaxo podobno zatrudniło Ernst&Young do przeprowadzenia niezależnego audytu, żeby podważyć „oszczerstwa” Chińczyków, brytyjskie Serious Fraud Office zostało poinformowane o zdarzeniu, jednak na razie nie rozpoczęli żadnej akcji dochodzeniowej, jedynie się przyglądają. Ze wstydu pewnie spać nie mogą, że rodzime GSK dało się skośnookim złapać. Śledztwo ze strony chińskiej cały czas trwa i mam nadzieję, że wykryją ich wszystkie machlojki, a big Pharma po raz pierwszy poniesie konsekwencje swojej polityki. Oczywiście w Europie nie ma co liczyć na jakiekolwiek zmiany – przecież jakby było kilkaset małych firm farmaceutycznych, to skąd by konsument wiedział, że nie zostanie oszukany (czytaj: na czym my będziemy zarabiać, przecież z setką średnich przedsiębiorców się nie dogadamy). Widać nasi azjatyccy przyjaciele są mądrzejsi od nas, nie ma się więc co dziwić, że to my od nich, a nie oni od nas pieniądze pożyczają.
Walka o Detroit
Na świecie są dwa takie miejsca, gdzie już na pierwszy rzut oka widać, że jak się rząd za coś weźmie to zawsze musi zepsuć. Czarnobyl i Detroit (no i jeszcze Przyczółek Grochowski w Warszawie). W jednym wybuchnęła państwowa elektrownia, w drugim państwowa polityka, ale efekt jest ten sam – pusto, opuszczone budynki, zardzewiałe huśtawki, wybite okna i śmierdzi. W Detroit jest dziwna sytuacja, ponieważ pomimo zapewnień państwo tam nie dociera, chyba że po pobór podatku. Z tej przyczyny w owym mieście mieszkańcy zaczęli na małą skale wypełniać obowiązki, do których nie wiadomo dlaczego wcześniej było zgłoszone państwo – kilku facetów zaopatrzyło się w kosiarki i założyło mower gang, który zajmuje się koszeniem trawy w parkach oraz drobnymi pracami naprawczymi http://www.mowergang.com/. Dzięki nim miasto zaczyna odżywać, zamknięte parki znowu służą już nielicznym mieszkańcom, a zapomniane zakamarki na nowy odzyskują blask. Podobnie z policją, na którą podobno trzeba czekać godzinę od zgłoszenia – w odpowiedzi na to powstała prywatna inicjatywa ochroniarska, która nie tylko wypełnia zadania policji w zakresie porządkowym i interwencyjnym, ale również pomaga tej instytucji się zorganizować i dzięki nim czas oczekiwania na stróżów prawa się skraca. Zaraz, zaraz... czy to nie jest ten laissez-faire, co nie działa?
Fałszywe banknoty
Spiegel.de donosi, iż wzrosła ilość fałszywych pieniędzy w obiegu w stosunku do pierwszego kwartału 2012. Według Europejskiego Banku Centralnego różnica wynosi 13%, a najczęściej podrabiane są dwudziestki i pięćdziesiątki. Podobną są też tacy kozacy, co 50 centówki podrabiają, ale obawiam się, że są z Grecji i przymierają głodem. Co jednak w tym wszystkim jest zaskakujące, to pytanie, czym w zasadzie różni się wydrukowany banknot za pomocą drukarki rządowej, od tego z xerokopiarki fałszerza? Ani jeden ani drugi banknot nie przedstawia sobą żadnej faktycznej wartości, jego wartość wyznacza nasza wiara, co więc stoi na przeszkodzie, żeby uwierzyć w „sfałszowane” 20 euro? Chyba rzecz rozbija się o to, że ta drukarka u fałszerza nie ma unijnego atestu. Może więc dajmy fałszerzowi atest to zaoszczędzimy pieniądze na badaniach statystycznych i na tych wszystkich służbach, które szukają pieniężnych podróbek. Jeśli chodzi o inflację to i tak fałszerz szybszy od unijnych urzędników w drukowaniu nie będzie, nie ma się co martwić.
Na koniec dla otuchy Piotrowi Dudzie powiem, że niemiecką nudę przerwał strajk pracowników Amazona, którzy tak jak on chcą godnej pracy i podobnie jak on uważają, że rząd jest anty pracowniczy. I pewnie też tak jak Piotr Duda chcą, aby każde miasto na świecie wyglądało jak Detroit – tam jest aż 48 związków zawodowych i podobny wskaźnik bezrobocia...
Tym niemiłym akcentem kończyć nie chce, a więc jeszcze polecę Państwa uwadze plakat wyborczy uniosceptycznej partii dążącej do niepodległości Bawarii Bayern Partei https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/p480x480/942568_534026743305571_1139645432_n.jpg
Dobrego tygodnia!